Przy okazji weekendowych odwiedzin Lublina postanowiliśmy
zabrać z nami Lucjana. Październik sprzyjał spacerom, więc odbyliśmy krótką
wycieczkę lubelskim traktem królewskim.
Rozpoczęliśmy na Placu Litewskim pod tzw. baobabem, który
tak naprawdę jest czarną topolą, ma prawie dwieście lat i ewidentnie najlepsze
lata za sobą. Tym niemniej jest charakterystycznym punktem na mapie miasta i
miejscem spotkań młodych i nieco starszych. Lucjan miał chęć whasania na
drzewo, jednak udało się go powstrzymać. J
Plac Litewski można nazwać placem pomników – znajduje się tam pomnik konny marszałka Piłsudskiego, pomnik upamiętniający Konstytucję III Maja, pomnik-grób nieznanego żołnierza oraz najstarszy z nich – pomnik Unii Lubelskiej. Sama nazwa placu wzięła się z 1569 roku, gdy podczas podpisywania unii polsko-litewskiej, na tym terenie obozowała strona litewska.
Idąc dalej popularnym „deptakiem”, czyli pieszą częścią
Krakowskiego Przedmieścia napotkaliśmy koziołka (z lubelskiego herbu). Koziołek
częstuje wodą, z czego nasz Lemur chętnie skorzystał.
Na końcu deptaka przy Placu Łokietka znajduje się Nowy
Ratusz – dawniej kościół, który po różnych perypetiach został zaadaptowany na
siedzibę władz Lublina. Kita Lucjana wskazuje balkon, z którego codziennie w
południe jest odgrywany miejski hejnał.
Po drugiej stronie Placu wyłania się dostojnie Brama
Krakowska, czyli jedna z kilku bram wiodących na lubelskie Stare Miasto. Przed
bramą przemyka trolejbus – Lublin jest jednym z trzech miast w Polsce, gdzie
można się przejechać autobusem z szelkami na prąd. J Lucjanowi tym razem nie było
to dane, ale wszystko przed nim. J
Na rynku Starego Miasta większość miejsca zajmuje budynek
dawnego Trybunału Koronnego. Jednak Lucjan był bardziej zainteresowany
wmontowanymi w bruk monetami – Unidukatami, które zostały wydane z okazji 440.
rocznicy Unii Lubelskiej.
Idąc dalej ulicą Grodzką trafiliśmy na Plac Po Farze. Lemur
z chęcią brykał po pozostałościach kościoła farnego, które zostały
wyeksponowane na placu.
Oficjalnym hasłem Lublina jest slogan „,miasto inspiracji” –
jak wiadomo, w mieście inspiracji nie
może zabraknąć miejsc inspiracji. Do jednego z nich Lucjana szczególnie
ciągnęło – był to minibrowar przy Grodzkiej 15. Prawie daliśmy się skusić. J
Po opuszczeniu Starego Miasta ruszyliśmy ulicą Zamkową w
stronę Zamku Królewskiego, którego najstarsze części (donżon oraz kaplica św.
Trójcy) powstały w czasach Kazimierza Wielkiego, który jak pamiętamy „zastał
Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. Pod ulicą Zamkową znajduje się brama,
której historyczna nazwa do dziś budzi niedowierzanie – była to bowiem „Brama
Zasrana”. Jednak Lucjana bardziej ciągnęło w stronę zamku i tam też poszliśmy. J
U podnóża zamku znajduje się Plac Zamkowy, który okala
szereg kamienic. Właściwie w każdej z nich można zjeść lody lub gofry – co też
wspólnie z Lucjanem uczyniliśmy. Pyycha!
Na koniec wycieczki kupiliśmy typowo lubelski przysmak,
czyli cebularza. Razem z Lucjanem nie mogliśmy się doczekać, aby go jak
najszybciej zjeść. J
Weekend minął bardzo szybko, jednak już niedługo zapraszamy
na opis kolejnej wycieczki!
Świetnie przedstawiliście Lublin. Nie miałam pojęcia, że to miasto ma tyle wspólnego z historią Polski, chociaż w sumie w czasie czytania posta uświadomiłam sobie, że owszem, pamiętam z historii, że uczyłam się o takich wydarzeniach. Lublin nadal jest u mnie na liście miejscowości w Polsce, które chce zwiedzić, jednak na razie jakoś mi nie po drodze... Może w tym roku w końcu mi się to uda ;) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDonżon, a tak właściwie stołp jest starszy niż Kazimierz Wielki!
OdpowiedzUsuń